Arthur Conan Doyle "Rytuał rodu Musgrave'ów" (fragm.)

Data ostatniej modyfikacji:
2013-09-8

- Spojrzałem na słońce. Stało nisko i obliczyłem, że za niecałą godzinę zejdzie nad wierzchołek starego dębu. Wtedy spełni się jeden z warunków wymaganych przez rytuał. Cień wiązu musi wyznaczyć krańcowy punkt cienia, bo inaczej sam pień dębu służyłby za wskaźnik. Trzeba więc było wyliczyć, gdzie padnie koniec cienia, kiedy słońce znajdzie się tuż nad dębem.

- To musiało być trudne, mój drogi, bo przecież wiązu już nie było - zauważyłem.

- Myślałem, że skoro Brunton potrafił, to i mnie się musi udać. Zresztą nie było to takie trudne. Poszedłem z Musgrave'em do jego gabinetu, wystrugałem ten oto kołek i przywiązałem do niego długi sznurek z supłem co jard. Potem złożyłem dwa wędziska tak, że razem miały sześć stóp, i wraz z Musgrave'em wróciłem na miejsce, gdzie ongiś rósł wiąz. Słońce stało właśnie nad wierzchołkiem dębu. Wbiłem wędzisko w ziemię, zaznaczyłem sobie kierunek padającego cienia i wymierzyłem go. Miał dziewięć stóp.

Teraz już rachunek był prosty. Jeżeli 6-stopowy pręt rzucał 9-stopowy cień, to 64-stopowe drzewo rzuci 96-stopowy cień, oczywiście w tym samym kierunku. Odmierzyłem więc odległość i znalazłszy się pod samym murem budynku, wbiłem kołek w ziemię. Możesz sobie wyobrazić, Watsonie, mój triumf, gdy tuż obok zobaczyłem ślad po podobnym kołku. Wiedziałem, że to pomiarowy znak Bruntona i że idę po jego śladach.

[przekład: Tadeusz Evert]

Sherlock Holmes korzysta z podobieństwa trójkątów, wyznaczając miejsce, gdzie rzucało cień drzewo ścięte dawno temu. 

 

Powrót na górę strony